Professional fencing

STAROPOLSKI STYL WŁADANIA SZABLĄ

-

STAROPOLSKI STYL WŁADANIA SZABLĄ. CZY ISTNIAŁ NAPRAWDĘ?

Kto nie czytał Sienkiewiczowskich opisów licznych przewag polskich szermierzy w walkach na naszą narodową broń, jaką przez wieki była szabla? Panuje głębokie przekonanie o istnieniu staropolskiego stylu walki na szable, który aż do XIX stulecia miał być uprawiany i rozwijany przez Polaków. Czy poza legendami mamy źródła potwierdzające tę tezę?

Rozwój szermierki bronią białą w Europie możemy śledzić od późnego średniowiecza dzięki dobrze zachowanej bazie źródłowej. Najstarszy zabytek, mający wszelkie cechy podręcznika szermierczego, pochodzi z XIII wieku – to Tower Manuscript zwany też kodeksem I.33. Przez kilka stuleci ukształtowały się tradycje fechtunku, co znalazło wyraz w dużej liczbie traktatów szermierczych. Początkowo wydawano je głównie w Niemczech i we Włoszech. W epoce renesansu szermierze z Italii nie mieli sobie równych w Europie, stamtąd pochodziło też wiele dzieł ukazujących rozwój włoskiej szkoły fechtunku. Swoją literaturę poświęconą władaniu ich narodową bronią – rapierem, mają Hiszpanie, podobnie Francuzi, dominujący w XVIII wieku w nauczaniu fechtunku na szpady. Nawet Węgrzy doczekali się publikacji na temat swojej szabli, a waleczni Szkoci podręcznika opisującego szkocką szkołę walki pałaszem claymore.

BROŃ BIAŁA I SARMACI

Pod względem tradycji szermierczej na tle zachodniej Europy Polska wypada blado. Dość powiedzieć, że nie znamy żadnego traktatu szermierczego z czasów rozkwitu Rzeczypospolitej Obojga Narodów, czyli z XVII i XVIII wieku. Nie wiemy nic o istnieniu jakichkolwiek szkół lub akademii szermierki wzorowanych na zachodnioeuropejskich odpowiednikach. Czy to oznacza, że dawni Sarmaci nie umieli walczyć bronią białą? Z pewnością nie. Źródła pamiętnikarskie nie pozostawiają co do tego wątpliwości. Walki na szable, czekany i inną broń białą były na porządku dziennym. Jan Chryzostom Pasek opisuje kilkanaście pojedynków, w których uczestniczył lub których był świadkiem.

Bronią walczących w Polsce szlacheckiej była z reguły szabla. Jędrzej Kitowicz, barwnie piszący o polskich obyczajach w połowie XVIII stulecia, nie szczędzi opisów pojedynków na szable. Z lektury można wywnioskować, że nie były to wyłącznie chaotyczne boje pod karczmą z barbarzyńskim okładaniem się szablą niczym sztachetą wyrwaną z płotu. Niektórzy pojedynkowicze wyróżniali się umiejętnościami szermierczymi, które nabyli poprzez ćwiczenie. Co więcej, u Kitowicza mamy również opis staropolskiej metody treningowej – walki na kije zwane palcatami, będącej substytutem starcia na szable. Autor wspomina o ludziach uczących jako metrowie walki na kije. Nie pozostało jednak żadne dzieło będące stricte podręcznikiem szermierczym, które poświadcza istnienie specyficznej polskiej szkoły walki na szable.

W przeszłości szkoły walki często budowały wokół siebie atmosferę tajemniczości i starożytnego rodowodu. Odwoływano się do sławnych założycieli oraz przekazywano w największej tajemnicy sekrety szkoły – niezawodne techniki pozwalające pokonać nieświadomego podstępu przeciwnika. Legenda sekretnych pchnięć przetrwała konfrontację z nowoczesną szermierką sportową opartą na prawidłowym rozwoju cech psychomotorycznych szermierza, i żyje dalej na kartach powieści oraz w filmach akcji. Wiąże się z tym masa tajemniczo brzmiących nazw: „pchnięcie księcia de Nevers” (z powieści Garbus Paula Févala i jej dwóch ekranizacji), „sztych de Meziera” (z Kawalera d’Harmental Dumasa), „podwójna żmija z Mont Parnas”, „pocałunek śmierci” itd. Czy ślady podobnej działalności znajdziemy również na polskiej ziemi?

RZECZ O SZERMIERSTWIE

Jedyny znany traktat szermierczy napisany przez Polaka to Rzecz o szermierstwie autorstwa Michała Starzewskiego – dzieło dość późne w porównaniu z zabytkami piśmienniczymi fechmistrzów zachodnioeuropejskich, bo napisane ok. 1830 roku. Nie zostało zresztą wydane za życia autora. Jego wnuk Józef Starzewski opublikował je jako część książki Ze wspomnień o Michale Starzewskim dopiero w 1932 roku. Traktat nie był ukończony − przedstawiony w nim materiał ogranicza się do rozważań na temat chwały dawnej szabli polskiej, opisów postaw przyjmowanych podczas pojedynku oraz omówienia kierunków i rodzajów cięć. Nie ma w nim tak charakterystycznych dla zachodnich podręczników rycin ilustrujących techniki władania bronią, jest tylko kilka rysunków przedstawiających samą broń i schemat kierunków natarć.

Wielu współczesnych badaczy fechtunku polską szablą uważa podręcznik Starzewskiego za bezcenne źródło pozwalające zrekonstruować rzekomo jeszcze żywy w pierwszej połowie XIX wieku staropolski system szermierki pojedynkowej. Takiego zdania jest m.in. wybitny polski sportowiec, medalista olimpijski w szabli i badacz dziejów narodowego oręża prof. Wojciech Zabłocki. W książce Cięcia prawdziwą szablą (1986) twierdzi: analiza tekstu pozwala przypuszczać, że opisana technika miała dużo wspólnego z żywym jeszcze wtedy sposobem walki polską szablą typu II (karabelą − przyp. M.B). Dokładna lektura traktatu nasuwa jednak poważne podejrzenia, że jest inaczej.

Starzewski żył w czasie zaborów, gdy Polska w kolejnych powstaniach traciła resztki suwerenności. Sam brał udział w powstaniu listopadowym, by później osiąść w Krakowie, gdzie zajął się prowadzeniem prywatnej szkoły szermierki. Na jego oczach zaborcy spychali kulturę polską w zapomnienie; osiągnięcia polskiej państwowości celowo pomniejszano lub zamazywano w pamięci. Trudno się dziwić, że reakcją na tę sytuację było poszukiwanie korzeni, odwoływanie się do dni chwały polskiego oręża. Nie bez przyczyny produkcja szabel paradnych w typie karabeli, związanych w powszechnej świadomości z polską tradycją, przeżywała swój renesans właśnie w Krakowie i Lwowie w XIX wieku. Polacy, choć przypasywali szablę głównie na śluby bądź pogrzeby, żywili głębokie przekonanie, że są spadkobiercami dawnych mistrzów władania tą bronią, którą uznawali za narodową.

CHWALEBNA MISTYFIKACJA?

Starzewski w traktacie cały czas odwołuje się do przeszłości, wspomina o dawnych „panach braciach”, którzy szabelką gromili Niemców, Moskali i Tatarów. Co ciekawe, opisywana przezeń broń do ćwiczeń i walki ma raczej cechy szabel zachodnioeuropejskich niż polskich karabeli. Jednym z typów szabli proponowanych przez Starzewskiego jest szabla z zamkniętą rękojeścią oraz pierścieniem na palec wskazujący. Uchwyt takiej broni jest zupełnie inny niż w typowych szablach staropolskich – karabeli i szabli husarskiej. Przypomina raczej włoskie szable pojedynkowe z XIX wieku.

Za autentycznością opisywanej przez Starzewskiego techniki walki szablą mają przemawiać stare i tajemniczo brzmiące terminy. Faktycznie, gdy czyta się o cięciach w kiść, w zerk, w nik, piekielnej polskiej czwartej, o postawie godzącej albo rażącej, można dojść do wniosku, że autor wydobywa zapomniane sekrety polskiej szkoły szabli. Jednak owe dziwnie brzmiące nazwy nie pojawiają się w żadnych innych źródłach, nie ma ich w opisach pojedynków z XVII i XVIII wieku. U Paska nikt nie staje w postawie rażącej ani odwodnej, nikt nie tnie w kłącz. Wyjaśnienia mogą być dwa.

Być może terminy podane przez Starzewskiego były w użyciu u największych mistrzów szabli staropolskiej jako określenia sekretnych technik i jako takie przekazywane tylko zaufanym uczniom. Zatem Starzewski odkrył w swoim dziele część tajemnic polskiego fechtunku. Możliwe jest też drugie wytłumaczenie – podawane przez Starzewskiego „staropolskie” nazewnictwo jest mistyfikacją stworzoną na potrzeby podtrzymywania mitu o rodzimej szkole szermierczej.

Wiek XIX to czasy intensywnego poszukiwania własnej tożsamości. Przykładem próby udowodnienia funkcjonowania u Słowian jakiegoś przedchrześcijańskiego pisma – wszystkie okazywały się fałszerstwem. Romantyzm skłaniał do odnajdywania, a czasem wręcz wymyślania, motywów, które miały uatrakcyjnić własną historię. Nie bez przyczyny w Europie rozkwitła wówczas moda na stroje narodowe, jak choćby szkockie tartany (tkaniny o kraciastym wzorze, z których szyto m.in. kilty). Niemający własnego państwa Szkoci zaczęli podkreślać swą odrębność noszeniem stroju górskich pasterzy i nawet rodziny z nizin, które nigdy w historii nie używały kiltów, w XIX wieku odnajdywały przodków i wymyślały własne, rzekomo historyczne, wzory tartanów.

Polacy, którzy często stawali na pojedynkowym placu, chcieli wierzyć, że są spadkobiercami dawnych sarmackich wojowników. Tyle że staropolska sztuka władania bronią białą w drugiej połowie XIX stulecia już nie istniała. Nawet jeśli gdzieniegdzie po zaściankach praktykowano jeszcze bicie się w palcaty, to działania zaborców dążących do wykorzenienia wszelkich myśli o zbrojnym powstaniu zniszczyły więź z dawnymi wiekami.

Pod koniec XIX wieku do Warszawy przybył z Włoch mistrz Giuseppe Radelli, który założył szkołę szermierki na szable. To dzięki niemu nad Wisłą odrodził się sport szermierczy, który przyniósł później medale olimpijskie Lubicz-Nycza, Laskowskiego, Pawłowskiego czy wspomnianego Wojciecha Zabłockiego. Ale ta szabla nie miała wiele wspólnego ze staropolską szkołą władania orężem.

Najlepiej rzecz ujął sam Zabłocki, którego zasługi w odrodzeniu zainteresowania polską bronią historyczną są nie do przecenienia. Gdy w serialu dokumentalnym Polska broń, broń biała (1986) prowadzący zapytał, czym był ów raz cięty z Pana Tadeusza, odpowiedział po chwili wahania: – Myślę, że ktoś był raz cięty i gotowe. Choć są przesłanki wskazujące, że istniała staropolska sztuka władania szablą, to z braku źródeł nie potrafimy powiedzieć o niej nic pewnego.

 

Źródło: MÓWIĄ WIEKI – magazyn historyczny
Redaktor: MARIN BĄK
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego
Autor audycji popularyzujących historię w Radiu Józef i Radiu PLUS
Szermierz, instruktor szermierki w warszawskim klubie AKADEMIA BRONI.