Professional fencing

POJEDYNEK

-

POJEDYNEK. OD ŚMIERTELNYCH ZAPASÓW DO ZABAWY TOWARZYSKIEJ.

Pojedynek burszowski, zwany też akademickim, ma tak skonstruowane zasady, że nie istnieje możliwość, by któryś z przeciwników poniósł śmierć. Dla samurajów z epoki poprzedzającej przełom Meiji w XIX wieku taki rodzaj pojedynku byłby absurdem.

Jeżeli dwóch ludzi uzbrojonych w broń ostrą wychodzi do walki, to po to, by walczyć na poważnie. W konsekwencji jeden lub obaj odnoszą ciężkie rany lub giną. Japońskie rygory dotyczące pojedynków osiągnęły ekstremum, a zachowanie życia przez przegranego należało do wyjątków. Przegrana to hańba, więc po co żyć z takim piętnem?

W Europie przez długie wieki sytuacja wyglądała podobnie. Moraliści i kaznodzieje bezskutecznie gromili barbarzyński zwyczaj pojedynkowy – we Francji przez pewien czas na udeptanej ziemi ginęło więcej szlachty niż na wojnach. Z czasem konwencja pojedynków zaczęła łagodnieć, aby w pewnym momencie przybrać formę bezpiecznej męskiej zabawy towarzyskiej.

Zmiany konwencji pojedynkowej można prześledzić, czytając kodeksy oraz relacje z pojedynków, a także źródła pisane i ikonografię dotyczącą europejskich szkół szermierczych. Kodeks Boziewicza, najbardziej rozpowszechniony polski kodeks honorowy XX wieku, jako jeden z podstawowych warunków starcia honorowego podaje zasadę równości broni. Obaj przeciwnicy wychodzą na plac pojedynkowy wyposażeni w szable lub szpady – jedyne typy broni zaliczane przez Boziewicza do honorowych – będące dokładnymi kopiami co do wymiarów, kształtu, masy i długości.

Ta zasada, powszechna w XIX i XX wieku, nie była oczywista we wcześniejszych stuleciach.
Do walki w pojedynku dżentelmen stawał uzbrojony najczęściej w taką broń, jaką zazwyczaj nosił przy boku. Dlatego w XVI i XVII stuleciu, złotych czasach rapiera, dochodziło do bardzo ciekawych kombinacji, o których mogliby pomarzyć scenarzyści filmów akcji. Oprócz rapiera jako głównej broni do akcji zaczepno-obronnych używano często nieuzbrojonej lewej ręki, a jeszcze częściej trzymano w niej inne akcesoria mogące pomóc w pokonaniu przeciwnika. Najczęściej był to puginał pojedynkowy, z racji trzymania w lewej ręce zwany lewakiem (maingauche), ale mogło to być cokolwiek. Czegóż to nie widzimy na starych rycinach: kapelusz, latarnia, płaszcz, mała tarczka, pochodnia! Spotykali się więc ludzie uzbrojeni bardzo niejednorodnie, co zupełnie nie przeszkadzało w honorowym zabijaniu się.

Z czasem technika natarcia główną bronią rozwinęła się na tyle, że wykorzystywanie broni dodatkowej trzymanej w lewej ręce było coraz mniej skuteczne i ostatecznie zaprzestano tego. Pozostawała jednak kwestia ogromnych różnic w wymiarach broni, jaką staczano pojedynki.

Mogło się zdarzyć, że do walki stawał szlachcic uzbrojony w szpadę spacerową, ważącą niespełna 500g i długą na ok. 70 cm, przeciwko oficerowi z ciężką, 850-gramową szpadą wojskową o prawie metrowej klindze. Każdy, kto miał choćby niewielki kontakt z szermierką, może sobie wyobrazić różnice we władaniu bronią o tak różnych parametrach. Nie dość na tym. Do końca wieku XVIII nie należały do wyjątków sytuacje, gdy naprzeciwko siebie stawali ludzie uzbrojeni w różne typy broni. Na początku stulecia zdarzały się pojedynki szpadzistów z mistrzami znacznie większego rapiera lub szablistów ze szpadzistami. Większość podręczników szermierczych z tej epoki radzi szpadzistom, jak należy walczyć z przeciwnikiem uzbrojonym w szablę. Szpada i szabla to wszak zupełnie różne rodzaje broni i techniki władania nimi także są odmienne.

Ilustracja 1
Komentarz: Marcin Bąk: Pojedynki burszowskie były o tyle bezpieczne, że przeciwnicy nie zabijali się, a po starciu pozostawały co najwyżej trwałe blizny. Współcześnie takie pojedynki, tzw. menzury, są praktykowane w korporacjach akademickich m.in. w Niemczech i Szwajcarii.

 

WALKA HONOROWA I BRUDNE SZTUCZKI

Dzisiejsze wyobrażenia walki pojedynkowej na białą broń ukształtowały się pod wpływem konwencji pojedynkowej końca XIX wieku. Szermierka pojedynkowa przypominała wtedy współczesną walkę sportową, tyle że na ostrą broń. Kodeks Boziewicza określa jasno, iż w walce na szpady wolno zadawać jedynie pchnięcia, zabroniony jest jakikolwiek kontakt z ciałem przeciwnika. W przypadku rozbrojenia prowadzący przerywa walkę, a broń, która upadła na ziemię, ma być zdezynfekowana przed wznowieniem starcia. Zabronione jest wykonywanie akcji defensywnych, czyli zasłon nieuzbrojoną ręką. wolno się tylko zasłonić przed cięciem szablą (ale nie przed pchnięciem).

Pojedynki w dawnych czasach miewały o wiele bardziej rozbudowaną formułę. W XVI i XVII wieku konwencja w zasadzie nie istniała. Oprócz pchnięć i cięć zadawanych ostrzem broni można było wymierzyć przeciwnikowi cios pięścią, koszem rękojeści, kopnąć, wykonać rzut zapaśniczy, dźwignię lub duszenie. Ogromna, doskonale zachowana baza źródłowa w postaci licznych traktatów szermierczych nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości. Fechmistrze nauczali najprzeróżniejszych brudnych sztuczek – jak byśmy to dzisiaj określili. Oprócz wymienionych akcji, będących konsekwentnym rozwinięciem niektórych działań z bronią, istniały rozwiązania niesztampowe – fortele. Szkocki fechmistrz John Hop zalecał np. noszenie w kieszeni kamizelki garści soli, którą można sypnąć przeciwnikowi w oczy.

Nawet znany z zamiłowania do czystej technicznej walki włoski mistrz Domenico Angelo wykorzystywał podobne sztuczki. Maestro Angelo, uważany za ojca nowożytnej szermierki sportowej, propagator bezpiecznych i precyzyjnych ćwiczeń z floretem, proponował różne metody wykonywania zasłon nieuzbrojoną ręką oraz kilka sposobów rozbrojenia przeciwnika zarówno bronią, jak i drugą, nieuzbrojoną ręką. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że włoski fechmistrz nauczał, iż rozbrojenie jest działaniem ryzykownym, a wykonywać je może wyłącznie doświadczony szermierz, znacznie górujący nad przeciwnikiem. w razie najmniejszych wątpliwości co do własnej przewagi Angelo zakazywał popisywania się rozbrojeniem i zalecał bezpieczne dla nacierającego rozwiązanie – pchnięcia zadawane zgodnie z zasadą primum vivere (najpierw żyć).

Zapewne fechmistrzowie uczyli adeptów sztuki szermierczej brudnych sztuczek przede wszystkim dla samoobrony, np. podczas napadu rabunkowego czy zwady karczemnej. To zrozumiałe: współczesny zapaśnik lub judoka zaatakowany na ulicy również będzie walczył niezgodnie z przepisami sportowymi swojej dyscypliny. Jednak w XVII i XVIII wieku konwencja pojedynkowa dopiero się kształtowała i przez długi czas użycie technik charakterystycznych dla zwykłej bójki w walce pomiędzy dżentelmenami nikogo nie gorszyło.

Poważnym problemem, zwłaszcza przy walkach bronią kolną (rapier, szpada), było niebezpieczeństwo trafienia obopólnego, co mogło doprowadzić do śmierci obu przeciwników. W celu wyeliminowania takich sytuacji w XVIII wieku fechmistrze wprowadzili floret jako broń ćwiczebną i zastosowali konwencję. Konwencja szermiercza to – nieco upraszczając – zasada zmuszająca broniącego się do sparowania natarcia przeciwnika, a dopiero potem do odpowiedzi zmierzającej do zadania trafienia. Przeciwnatarć jako działań ryzykownych i kończących się nierzadko podwójnym trafieniem nie zalecano. Konwencja ta, wywodząca się wprost z treningowego floretu, przetrwała i jest stosowana w dzisiejszej szermierce sportowej.

Z czasem pewne elementy konwencji szermierczej z sal ćwiczebnych zaczęto wykorzystywać na placach pojedynkowych. W rezultacie zaprzestano walki w zwarciu, nieuzbrojoną ręką, kopnięć albo rzutów. Był to efekt doskonalenia techniki natarcia bronią, dla której zasłona wykonana nieuzbrojoną ręką była już zbyt wolna, a zarazem próba wprowadzenia ładu, ucywilizowania pojedynków.

Ilustracja 2
Pojedynek studentów w Getyndze, przełom XIX i XX wieku

 

POJEDYNEK BURSZOWSKI

Proces łagodzenia zasad pojedynkowych miał swój finał w pierwszej połowie XIX wieku wraz z wykształceniem zwyczaju pojedynków burszowskich, zrodzonego w korporacjach studenckich. Jedyną dopuszczaną bronią w takim pojedynku był tzw. szlagier, zwany też nieprecyzyjnie rapierem. Pod względem typologicznym był to w zasadzie pałasz – prosta broń sieczna o rozbudowanej koszowej rękojeści dobrze chroniącej dłoń. Jednak klinga była wyjątkowo wąska, a sztych stępiony. Dzięki temu cięcie nie powodowało poważniejszych obrażeń. Konwencja pojedynkowa była specyficzna. Przede wszystkim obaj walczący stali naprzeciw siebie w odległości cięcia bez możliwości wykonania kroku. Odpadał wówczas chyba najistotniejszy element szermierki europejskiej – praca nóg. Cięcia zadawano z nadgarstka na głowę przeciwnika, sztychy były zabronione. w razie trafienia lekką klingą szlagiera można było zadać dość długą i obficie krwawiącą, ale niegroźną ranę. Dodatkowo zabezpieczano się watowanymi rękawami, kurtkami i bandażowaniem szyi. W takim pojedynku nie sposób było zginąć, a jedynymi pamiątkami przeciwników były zwykle blizny na twarzy i czaszce, mające świadczyć o męstwie właściciela.

Taka forma pojedynku została uznana za niepoważną. Boziewicz nie uznał pojedynku burszowskiego za zachowanie honorowe właśnie ze względu na brak ryzyka odniesienia poważniejszych obrażeń. Do drugiej wojny światowej dżentelmeni pojedynkowali się na szpady i szable – co prawda w sposób bardzo skonwencjonalizowany, ale wciąż niosący ryzyko utraty zdrowia lub życia.

Los okazał się przewrotny. w Europie obyczaj pojedynków honorowych zanikł po drugiej wojnie światowej. Jedyną ich uprawianą – choć rzadko – formą jest studencka zabawa: pojedynek burszowski. Dziś to jedyna forma pojedynku dopuszczanego przez
prawo w niektórych landach niemieckich.

 

Źródło: MÓWIĄ WIEKI – magazyn historyczny
Nr 7 (630) – lipiec 2012
Redaktor: MARIN BĄK
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego
Autor audycji popularyzujących historię w Radiu Józef i Radiu PLUS
Szermierz, instruktor szermierki w warszawskim klubie AKADEMIA BRONI.